...Ludzie będą chcieli zobaczyć miejsce, gdzie były filmowane Rozłogi... - wywiad z laureatem



- Jak się czujesz w roli Sierpczanina Roku wyłonionego spośród tak silnej konkurencji?

- Zgadzam się z Wiesią Stopińską, która całą tę imprezę prowadziła, że każdy z czwórki kandydatów do tytułu Sierpczanina zasługiwał w pełni na ten tytuł z uwagi na swe udokumentowane zasługi. Nie będę jednak ukrywał, że byłem ogromnie zaskoczony samym faktem nominowania mojej osoby do tego tytułu. Sądziłem, że faworytem jest Tadek Rutkowski. Tymczasem okazało się, że to mnie przypadł ten tytuł. Urodziłem się w Sierpcu i chyba nie ma większego zaszczytu dla sierpczanina jak ten tytuł.

- Jest jeszcze medal "Za zasługi dla miasta" przyznawany przez Radę Miejską.

- Jeżeli mowa o medalach dla zasłużonych, to mnie się zawsze przypomina pewna anegdotka na ten temat, która kończy się pointą: "taki ten medal złoty, jak pan zasłużony". Ale wracając do uroczystości: serce miałem w gardle, tak byłem wzruszony.

- Spotykam się z licznymi zgodnymi opiniami, że tytuł Sierpczanina Roku należał Ci się za udaną promocję Sierpca dokonaną poprzez sprzedaż plenerów dla "Ogniem i mieczem" i "Pana Tadeusza".

- Rzeczywiście, w minionym roku nikomu nie udało się zrobić większej promocji. We wszystkich mediach telewizyjnych na świecie był wymieniany Sierpc jako miejsce plenerów filmowych. Mogę nieskromnie powiedzieć, że w chwili obecnej nie dość, że nie mam jako dyrektor Muzeum problemów z dostaniem się na antenę ogólnopolską, ale co więcej, mogę nawet wybierać między redakcjami.

- Ludzie na mieście z uznaniem komentują Twoje działania promocyjne, podkreślając, że masz do tego szczególny talent, bo zamiast wydać, to zarobiłeś pieniądze dla Muzeum.

- Na pierwszym miejscu postawiłbym jednak promocję. Na drugim miejscu - pieniądze, które zarobiliśmy dla Muzeum. Nasza placówka ma taki budżet, że ledwie starcza na przeżycie. A gdzie tu mowa o rozwoju, o oddawaniu co roku jakiegoś kolejnego obiektu. Tak więc zarobione na filmach pieniądze miały dla nas ogromne znaczenie. Myślę, że po obejrzeniu obu filmów wzrośnie zainteresowanie Muzeum i frekwencja, a więc do kasy wpłyną pieniądze. Wiem z doświadczenia, że jest taki mechanizm. Pamiętam, jak podczas wycieczki w Góry Świętokrzyskie ciekawość gnała nas do Chęcin, aby obejrzeć plenery, w jakich kręcono "Pana Wołodyjowskiego". Liczę, że podobne zainteresowanie naszym Skansenem zostanie wzbudzone. Ludzie będą chcieli zobaczyć miejsce, gdzie były filmowane Rozłogi w "Ogniem i mieczem" czy zaścianek Dobrzyńskich w "Panu Tadeuszu".

Mówiąc o tym, pragnę podkreślić, że udało mi się wyprosić u reżyserów i producentów obu filmów, aby pierwsze ujęcia były w Sierpcu. Przewidywałem, jak sprawa tego pierwszego klapsa jest niezwykle ważna ze względów historycznych, i udało mi się odpowiednio pokierować sytuacją. Bardzo istotnym dla promocji Sierpca były konferencje prasowe, na które zjechało około 150 dziennikarzy.

- Jaki był stosunek Twoich przełożonych do obu Twoich akcji filmowych"?

- Miałem kłopoty. Posądzono mnie, że niszczę XVIII-wieczną karczmę. W tej sprawie przyjechał nawet przedstawiciel Konserwatora Generalnego, który po dokonanej lustracji oddalił wszelkie tego typu zarzuty kierowane pod moim adresem jako dyrektora Muzeum. Podczas kręcenia filmów żaden obiekt muzealny nie został zniszczony, co więcej, otrzymaliśmy pieniądze na naprawę obiektów, które przecież są niszczone w sposób naturalny pod wpływem słońca, mrozu, deszczu i wiatru. A przecież i zwiedzający Muzeum turysta oprzeć się może o płot i spowoduje jego uszkodzenie. Tak więc trzeba być świadomym, że pewne szkody w Skansenie powstają i będą powstawać. Szkody te są usuwane. Jeszcze raz podkreślam, że podczas kręcenia filmów Skansen nie doznał uszczerbku. Jako ciekawostkę podam, że podczas przygotowań do konferencji prasowej na temat "Ogniem i mieczem" wyszło na jaw, że w Muzeum jest tylko jeden telefon i to nie zawsze sprawny. Wtedy na koszt filmu podciągnięto z Sierpca linię telefoniczną na 5 numerów. Te telefony są dziś naszą własnością.

- Czy mógłbyś powiedzieć, za co właściwie filmowcy zapłacili Muzeum?

- W pierwszym rzędzie za udostępnienie naszych malowniczych plenerów i obiektów skansenowskich. Do tego dochodziły opłaty za magazynowanie rekwizytów filmowych, za wynajem pomieszczeń na biuro, za wypożyczenie naszych zwierząt. Wielu mieszkańców Sierpca zarobiło też przy filmie jako statyści. Za dzień zdjęciowy płacono 50 zł plus wyżywienie. Pieniądze są ważne, ale przeżycia towarzyszące zetknięciu się ze światem sztuki filmowej także mają wartość. Występujący w "Panu Tadeuszu" aktor Jerzy Bińczycki już nie żyje. Byliśmy mimowolnymi świadkami jego ostatniej kreacji aktorskiej.

- Podkreślasz swoją sierpeckość. Można Cię określić jako regionalistę z wyboru. Być może było to możliwe, ponieważ Twoi zwierzchnicy byli blisko, bo w Płocku. W chwili obecnej Twoja władza zwierzchnia powędrowała do Warszawy. Czy to nie wpłynie na zmianę Twojej urzędowej postawy wobec spraw lokalnych? Czy ta zmiana nie będzie zmianą na gorsze dla całego Muzeum?

- Wprost przeciwnie. Właśnie w zmianie przełożonych z Płocka na Warszawę upatruję szansy na prawdziwy rozwój Muzeum. Województwo mazowieckie jest najbogatszym województwem w Polsce. Placówek kultury podlegających pod samorząd wojewódzki jest bodaj 28, a w tym tylko dwa muzea skansenowskie: Wsi Mazowieckiej w Sierpcu i Wsi Radomskiej w Radomiu. Oba muzea mają porównywalną ilość obiektów i podobny okres dwudziestopięcioletniego istnienia, choć obszarowo nasze Muzeum jest większe, bo zajmuje obszar 60,5 ha powierzchni. Jeżeli miałbym porównać nasze dotychczasowe budżety, to Muzeum Wsi Radomskiej dysponowało budżetem dwa razy większym niż nasz budżet. W tej chwili jesteśmy w jednym województwie. Nie oczekuję, że Muzeum Wsi w Radomiu otrzyma niższy budżet, tylko że nasze Muzeum dostanie o wiele więcej niż dotąd, czyli na poziomie Muzeum Wsi Radomskiej. Myślę, że zyskamy. Liczę też na to, że wesprze nas także powiat i miasto.

-Jak możesz skonkretyzować Twoje oczekiwania względem powiatu i miasta?

- Oczekuję, że miasto wesprze nas w kwestii utrzymania ratusza. Najpunktualniejszemu w Sierpcu zegarowi na wieży ratuszowej brakuje kurantów. Wspólnymi siłami doprowadzimy do tego, że kuranty na wieży zabrzmią. Chcę, aby miasto ożyło w myśl powiedzenia: "Smutno w kieszeni, ale w sercu wesoło". Dobrze byłoby, aby miasto pomogło nam w zbudowaniu ulicy Narutowicza od skrzyżowania z ulicą Okulickiego aż do Skansenu. Ta droga jest potrzebna nie tylko pracownikom Muzeum, ale także mieszkańcom miasta jako trasa spacerowa.

- A czego oczekujesz od nowych zwierzchników?

- Budowa Skansenu przebiega według planu. Wieś rzędówka jest zrealizowana w 80%. Natomiast na polanie, na której są pozostałości po filmowych Rozłogach, będzie ulicówka nadrzeczna. Na polanie, gdzie się odbywają ogniska, będzie przysiółek drobnoszlachecki. Taki jest plan generalny i od tego planu nie odstępujemy. Widzę konieczność szybkich działań, aby parking przed Skansenem od strony szosy na Toruń stał się parkingiem z prawdziwego zdarzenia. W wyremontowanym młynie powinna być informacja i mała gastronomia. Podobnie powinno być od Narutowicza: droga i parking. Trzeba dbać o turystę. Turysta, widząc zaniedbania, zniechęca się już na wstępie i traci ochotę na zwiedzanie Skansenu.

Chciałbym, aby na teren Skansenu przenieść podarowany nam piękny kościół wraz z pełnym wyposażeniem z Drążdżewa k. Przasnysza. Kościół byłby zamknięciem rzędówki. Mam nadzieję, że w tym roku uda się wreszcie przenieść ten kościół. Przenieśliśmy do Skansenu już XVII-wieczną kaplicę z Dębska k. Żuromina, pora byłaby i na kościół. Marzy mi się włączenie tego kościoła w "życie" Skansenu. Mam na myśli obecność obrzędów kościelnych związanych ze święceniem pól, żniwami itd. Od kiedy objąłem stanowisko dyrektora Muzeum, cały czas dążę do tego, aby Skansen był obiektem żywym. Na Skansenie każdy powinien poczuć smak przeszłości.

- Czy z Twoim spojrzeniem na Skansen zgodzają się pracownicy Muzeum?

- Moje stanowisko w tej sprawie streściłbym następująco: nie należy robić wystawy najbardziej nawet drogocennego obrazu bez imprez towarzyszących. Myślę jak manager: co zrobić, aby przyciągnąć widza, jak zainteresować odbiorcę, szczególnie młodego. Zależy mi na młodzieży, bo młodzież jest naszą przyszłością. Wchodzimy do Europy, ale musimy jednocześnie mieć poczucie własnej odrębności kulturowej. Musimy wiedzieć, że mamy swoją architekturę, swój taniec, swój śpiew. Nie może tak być, abyśmy siedząc przy stole w Niemczech czy Belgii, śpiewali rosyjskie piosenki.

- Dziękuję za rozmowę.
(Rozmawiał Zdzisław Dumowski)