1,2/2003
Wygrał z Hitlerem

Pierwszy z prawej Teodor Kühn - fot. z 1978 r.

Teodor Kühn syn Emila (ur.6 czerwca 1899r) Küna i Marty z d. Dreślińskiej (ur.17 stycznia 1982r.) rodziny młynarzy ze Studzieńca, urodził się w miejscowości Zalesie koło Mławy w dniu 15 sierpnia 1918 roku. Ukończył w 1938 roku szkołę średnią i w październiku tegoż roku został powołany do wojska. Trafił do czwartej Dywizji Piechoty w Brodnicy i został tam skierowany do szkoły podchorążych. Jako kapral podchorąży w czerwcu następnego roku zostaje przeniesiony do 63 Pułku Piechoty w Toruniu. Rozpoczyna się wojna. W połowie września 1939 roku uczestniczy w obronie twierdzy Modlin. Tam otrzymuje awans na podporucznika. Dokumenty zostają zniszczone. Po poddaniu się twierdzy ucieka z niemieckiej niewoli i wraca do Sierpca. Cała rodzina, jako że jest pochodzenia niemieckiego, zostaje wpisana w na listę volksdojczów. Rozpoczyna pracę w sierpeckim Arbeitamscie. Dostaje kartę powołania do armii niemieckiej i melduje się w Schwerinie w koszarach Hindenburga w dniu 11 maja 1941 roku.

Tam oświadcze że:

- Jako polski oficer jestem związany przysięgą wojskową i nie czuję się na siłach by pełnić służbę w armii niemieckiej, w Werhmachcie.

W areszcie siedział już kilka miesięcy i niemiecka biurokracja miała problem co z nim zrobić. Odmówił noszenia munduru, a żołd polecił przekazać na Czerwony Krzyż. Jednocześnie czytał pilnie dzieło Hitlera "Mein Kampf" gdzie znalazł argumenty na swoją obronę, jako mieszaniec, "bastard", nie mógł pełnić służby w niemieckiej armii, nie był czysty rasowo. W grudniu 1941 roku zwolniono go z aresztu. Wrócił do Sierpca. Tutejsze gestapo jednocześnie zostało zwiadomione przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy o rozkazie zastosowania wobec Kuna aresztu ochronnego i osadzenia w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Teodor Kühn został wysłany do Oświęcimia 8 kwietnia 1942 roku. Nadano mu numer 32 618. Pomimo szczególnie złego traktowania - więziony był w "bloku śmierci", Oświęcim przeżył.

W styczniu 1945 roku został wyzwolony przez Armię Czerwoną.

(Skrót publikacji Andrzeja Gassa - "Kulisy" nr 15 z 12 O4.2001r., zamieszczonej w "Sierpeckich Rozmaitościach" nr 3/2001)

# # #

Powojenne losy Teodora Kühna - Kalinowskiego, takie dodał sobie nazwisko, pewnie dla podkreślenia polskości, są niemniej dramatyczne. Wrócił do służby wojskowej i w Koszalinie był wykładowcą na szkole oficerskiej. Tam, w czasach stalinowskich, głośno dał wyraz swojemu niezadowoleniu ze stosunków panujących w Ludowym Wojsku Polskim. Napisał list otwarty do Marszałka Rokosowskiego i zażądał by zrzekł się funkcji w polskiej armii, ponieważ nie jest Polakiem. Natychmiast został aresztowany. Po dłuższych staraniach rodziny osadzono go w zakładzie dla psychicznie chorych w Świeciu nad Wisłą. Tam po pewnym czasie stwierdzono, że jest zupełnie zdrowy i opuścił szpital. Wrócił w rodzinne strony i rozpoczął pracę związaną ze swoim dziedzicznym zawodem, który posiadł dzięki ojcu - młynarstwem. Pracował w Zakładach Zbożowo Młynarskich w Płocku w dziale przygotowania inwestycji, na Radziwiu.

Marta Kühn z d. Dreślińska - fot. z 1956 r.

Mówi Kazimierz Rzemieniewski, wicedyrektor do spraw technicznych Polskich Zakładów Zbożowych w Płocku, ówczesny przełożony Teodora Kun-Kalinowskiego:

- Był genialnym samoukiem w dziedzinie obliczeń konstrukcyjnych, wydajności na przykład urządzeń aspiracyjnych i wentylacyjnych. Potrafił zaprojektować skomplikowane technologie wymagające rozmieszczenia maszyn i urządzeń na wielu kondygnacjach w budynkach młynów i elewatorów zbożowych. Posiadał umysł ścisły. Umiał sprawdzić, znaleźć błędy i dokonać poprawek w wielotomowych opracowaniach dokumentacji projektowych nowo budowanych obiektów przemysłowych wykonanych przez specjalistyczne biura projektowe. W pracy był bardzo sumienny, dokładny i zdyscyplinowany. Kiedyś wybierałem się na urlop nad mazurskie jeziora, a Teodor wiedział o mioch planach wakacyjnych, przyszedł do mnie w przeddzień wyjazdu i podarował mi wędkę z kompletnym osprzętem, zapasowymi haczykami, ołowianymi ciężarkami, przyponami. Wszystko własnoręcznie przygotował, w sklepach wtedy nie wiele można było kupić. A ja nigdy nie łowiłem ryb! Nadal nie łowię. On sobie nie wyobrażał pobytu nad jeziorami bez wędkowania. O jego przeszłości z czasów Drugiej Wojny Światowej oraz wydarzeniach powojennych w Koszalinie i Świeciu nic nie słyszałem.

Nie widziałem nawet że był oficerem Wojska Polskiego.

Mówi Regina Kin-Jasińska ze Strzegowa:

- Teodor Kühn-Kalinowski był żonaty, lecz jego bezdzietne małżeństwo rozpadło się szybko. Zachował po tym uraz, rezerwę i niechęć do kobiet. Nigdy później nie związał się z żadną kobietą. Jestem jego daleką krewną, też noszę nazwisko Kun, lecz dla uproszczenia zostało ono spolszczone i pisze się fonetycznie Kin. Podobnie inni członkowie rodziny Teodora, mieszkający w Płocku czy w Gąbinie, nie posługują się już z niemiecka brzmiącym nazwiskiem. Teodor nigdy nie wracał w rozmowach do dawnych czasów i przeżyć. Nie zachowały się u mnie żadne dokumenty, mam tylko jedną jego fotografię z roku 1978 wykonaną na rodzinnym pogrzebie bliskiej mi osoby. Wszyscy lublili Teodora, był bardzo wrażliwy, ale też i zasadniczy, chłodny i konkretny. Trzymał dystans, ale dał się lubić

Mówi Jerzy Tomkiewicz, kierownik młyna żytniego w Sierpcu, a potem pracownik działu technologii produkcji w PZZ Płock:

- Oddawał się do końca pracy i hobby jakim było wędkarstwo. Był samotnikiem, niezmiernie trudno było się z nim zaprzyjaźnić, zdobyć jego zaufanie, namówić do zwierzeń. Byłem jego najbliższym współpracownikiem. Razem robiliśmy wiele projektów remontów i modernizacji różnych młynów w byłym województwie płockim. Jeszcze po odejściu Teodora na emeryturę wielokrotnie zgłaszałem się do niego z problemami projektowymi. Zawsze chętny do współpracy i życzliwy. Tkwił w nim ogromy lęk przd ludźmi obcymi, przed wszelką władzą i przed wydarzeniami i przemianami społecznymi, w których upatrywał niekorzystnych dla siebie skutków i reperkusji. W czasie burzliwych strajków początku lat osiemdziesiątych Teodor zamykał się w swoim mieszkaniu i trwał w lękliwym oczekiwaniu, że przyjdą go aresztować. Nie odzywał się, nie otwierał drzwi i trzeba było dłuższy czas stać na korytarzu, aż On się upewnił kto przyszedł, czy jest sam, i że to na pewno osoba znajowma i przyjazna. On nie był w nic zaangażowany, nie uczestniczył nawet jako słuchacz w rozmowach o charakterze politycznym. Każde napięcie społeczne w Kraju wyzwalało w Teodorze obawę, że to dla niego, bez powodu oczywiście, źle się skończy. Wędkarstwo opanował do perfekcji. Często siadywał na skarpie Wisły tutaj na ulicy Portowej obok zabytkowego elewtora zbożowego i wędkował. O rybach można był z nim rozmawiać w nieskończoność. Każdego potrafił nauczyć wędkowania. Miał liczne sukcesy wędkarskie. Nie, nie mam żadnych fotografii, ale wiem gdzie jest tu w Płocku, pochowany, byłem na jego pogrzebie.

Ryszard Suty